nich w przekonaniu, iż oni też równie być powinni weseli, i zdziwił się mocno, zobaczywszy zasępionych.
— Tak, tak, miłościwi panowie — wołał w swoim języku głos coraz podnosząc — to, to jest stolica Burgundyi i wielkich książąt zachodu (Grand Ducs d’occident). Tam około miasta, chociaż ztąd ich nie widać, płyną rzeki nasze, Ouche i Suzon, tam dalej dolina Saony. Ta wieża, górująca nad innemi, to kościół patrona św. Benigna, choć nie mniejszy od niego św. Urban, którego grób ma kościół św. Jana... oto ten... za murami... Widać go ztąd dobrze.
Tam dalej kościół św. Michała, a tu... N. Panna Targowa (du Marchè), a te mury duże... to klasztór Kartuzów, którzy wino robią doskonałe dla Ojca świętego i co roku mu je posyłają, bo takiego, jak nasze, cały świat nie ma.
Inne wina to kwas i piquetka przy burgundzkiem, a Kartuzi mają sekret, że go lepiej, niż inni, robią.
Stary rozgadawszy się, nie mógł powstrzymać, zwłaszcza wpadłszy na wino, które lubił.
— Zobaczycie, miłościwi panowie, gdy wam Benedyktyni, bo podobno do nich jedziecie, dadzą pokosztować tego, co oni sami piją... hę! Chenove, Vosne, Pomard, Volnay, po szklaneczce człowiek odmłodnieje. To życie daje.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/015
Ta strona została uwierzytelniona.