Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

chów powolnych i pokornych, do których nawyknienie w klasztorze tyle go kosztowało. Krokiem pospiesznym pobiegł do celi.
Tu było mu ciasno, było mu duszno... śmiał się, chodził... Buśka poklepał po ramieniu.
— Jedziemy! rzekł...
Wysłał go do gospody oznajmić tam, aby mu konie i co potrzeba do podróży przysposabiano. Gdyby to było możliwem, — wyjechałby natychmiast, lecz wyjazd odłożono do jutra, czekając na listy, które Opat miał kazać wygotować; na towarzysza, którego chciał dać księciu; na przygotowanie do podróży.
Buśko, który księcia nie opuszczał nigdy, rozumiało się to samo z siebie, sposobił się też do wyjazdu, nie kryjąc z radością swoją.
Jakkolwiek ciężko mu było usiedzieć na koniu z jego krótkiemi nogami, a droga od której odwykł, była dlań okrutnie męczącą, cieszył się z wyzwolenia.
I na księciu widać było odżywienie jakąś nadzieją.
Wczoraj jeszcze mnich, dziś przybrał postawę, ton i oblicze książęce...
Przedpełk i towarzysze jego, mocno się tém radowali, bo obudzenie w nim rycerskiego ducha rokowało wiele.
Do dnia, po nabożeństwie i błogosławieństwie Opata, Biały wraz z towarzyszem swym Mni-