chem, któremu listy do Papieża powierzone były, w orszaku polskim zawrócił ku Awinionowi.
Gdy na pagórek wyjechali, z którego Diżon i jego kościoły widać było, Buśko, na końcu kawalkaty jadący, odwrócił się ku miastu, zdjął czapkę z głowy, pokłonił mu się i pożegnał je...
— Bogdajby oczy moje więcej murów waszych nie widziały... tylko wina trochę żal będzie...
Z jakiem uczuciem żegnał Biały ten klasztór, w którym czas jakiś pokoju zażywał — nikt, nawet towarzysz odgadnąć nie mógł. Płakał chwilami i śmiał się, zasępiał i rozmową wcale nie mniszą zabawiał z Lasotą, który więcej mu mówił o pięknej Frydzie Bodczance, o łowach w okolicy Gniewkowa, o rycerskich zabawach, niż o tym żywocie zakonnym, z którego obowiązków książę nie był wyzwolonym jeszcze.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.