drugich do Bazylei, tam się z niemi obiecując połączyć. Miał bowiem nadzieję zawsze, iż Papieża ubłaga.
Minął tak czas jakiś.
Książę na koniec znużony, wykradł się tajemnie z Awinjonu z jednym podobno Buśkiém i choć od ślubów uwolnionym nie był, suknię zrzuciwszy, w stroju jakimś podróżnym, na pół rycerskim, z mieczem u boku zjawił się oczekującym.
Lasota chciał go z sobą do Polski pociągnąć... Była jakaś nadzieja, że się może da skłonić do tego.
Potem jednego poranku, nie opowiedziawszy się nikomu, książę uszedł, zostawując list tylko, iż musi wprzód udać się na dwór króla Ludwika.
Nagonił go uchodzącego Lasota, pragnąc zawrócić, lecz nie mogąc dokazać tego, sam się poświęcił i musiał z nim jechać do Budy.
Od tej pory, ani o księciu, ani o Lasocie słychać nie było.
Przedpełk ze Staczowa[1], Szczepan z Trląga, Wyszota z Kórnika powrócili do domów, z narzekaniem wielkiem na niestałość umysłu człowieka, który gorączkowo chwytał myśl każdą i wkrótce ją równie namiętnie odpychał.
Niewiele było można rachować na charakter taki, którego wybryków i zmian nagłych obliczyć nigdy nie było podobna.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Staszowa.