Ta strona została uwierzytelniona.
We wrotach znajomy stróżom mieszczanin, otworzyć je kazał — a nikt się z jadących nie potrzebował ani pokazywać, ni prosić. Zaledwie za wrota wybiegłszy, książę sam stanął na czele szczupłej gromadki, ręką wskazał kierunek drogi i wyciągniętym puścił się kłusem.