sołtysa i alarm zrobił wielki, opowiadając, że książę zamek zajął i powołuje ich do siebie.
Wiadomość ta, jak piorun spadła na mieszkańców Włocławka. Nic się podobnego nie spodziewano, lecz że zawsze książęce rządy lżejsze bywają niż starostów, a mają urok jakiś — nie przestraszyli się wójt i ławnicy... Wieść po mieście gruchnęła.
— Na zamek! na zamek!
Z dawnych czasów znajomych i przyjaznych księciu, znalazło się ludzi trochę, ci innych pociągnęli.
Kto żyw, wdziawszy opończę, przyczesawszy włosy, świątecznego dobywszy kołpaka, pospieszał do zamku, aby pierwszym być do powitania przyszłego pana.
Pomiędzy rybakami, którzy się tu uważali, wedle podania za najstarszych osady założycieli, wielu było majętnych, inni handlem nad Wisłą dorabiali się grosza i równie byli zamożni. Starszyzna ta groszowa, nie ociągała się też.
Mieć swojego własnego księcia — wydawało się im wcale pięknem. Miasto się mogło podźwignąć i podnieść. Rybacy i kupcy myśleli już o tem, jakichby się przywilejów i swobód od księcia domagać mogli...
Z tak różnemi myślami, lecz w ogóle jak najlepiej usposobieni, mieszczanie, kupcy, wójt, ła-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.