Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

ode dworu odstąpili, zaczęli koni dosiadać, więźnia pomiędzy siebie zabrali i spiesznie uchodzili z Podgórki.
Zbudzony nagle, ledwie oprzytomniawszy Janko w jednej koszuli wybiegł ze dworu, gdy już nie było nikogo... i tentent tylko uchodzących, a wrzawę posłyszał.
Co się działo z Romlikiem, który ani przyczyny, ani celu tej napaści zrozumieć nie mógł, a jako wojak znieważony, wpadł we wściekłość, opisać nie podobna.
Nie miał on osobistych nieprzyjaciół, do żadnej zemsty nie dał nikomu przyczyny, sądził że go chyba omyłką porwać musiano za kogo innego wziąwszy, i krzyczeć zaczął okrutnie, że jest Romlikiem starostą i że sroga kara czeka tych, co się na niego targnąć śmieli.
W tem Szaszor pochylił się ku niemu.
— Wiemyć my dobrze kto jesteś — krzyknął — ciebieśmy tu właśnie szukali. Stul gębę stary i milcz...
Ale Romlik wołał ciągle.
— Czegoż chcecie odemnie? zbóje nikczemne...
Sikora z drugiej strony jadący przy nim, nie sądził, aby trzeba było tajemnicę z tego czynić, dla czego został ujęty.
— Do Złotoryi z tobą paneczku musiemy — rzekł — abyś przykazał swoim natychmiast ją poddać księciu Władysławowi Białemu. Jest na to