posłuchami, łatwowierni, namiętni — zawsze byli do poruszenia łatwi, a do uspokojenia trudni.
A było takiego ziemiańskiego, można powiedzieć gminu, więcej daleko liczbowo, niż głów rozumnych. I gdy z rozumnemi łacno było się porozumieć, z tamtemi nie podobna, bo ich trzeba było zyskiwać sobie, biorąc za serce i za ich słabości.
Sędziwój miał tę wyższość nad innemi, że i z biskupy a pany umiał się obejść i z pomniejszą bracią porozumieć.
Wierzyli w niego, a że przytomnym był, uprzejmym i łatwym — więc go i kochali.
Mąż powagi wielkiej, gdy konieczność wymagała, umiał ją na kołku powiesić, i być z małemi, małym...
W samej też swej rodzinie, Sędziwój miał takich, z któremi jak z dziećmi poczynać sobie było potrzeba.
Za młodego niegdy, zuchowatego, wesołego, mężnego Krystyna ze Skrzypowa, ojciec Sędziwoja wydał był córkę... Lata z tego człowieka, który postawą i butą się odznaczał, uczyniły teraz wielki ciężar dla rodziny i niemal zakałę.
Ciężkie to było utrapienie ten szwagier Toporczyka, który ojcowiznę puścił, mienia utrzymać nie mógł — i cały swój czas spędzał w najpospolitszego gminu otoczeniu, byleby mu do kubka i pijatyki dotrzymywało.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.