rza, duchownego stanu mąż, byli i sędziowie, i kanclerze, i wojennego stanu ludzie.
Na nieszczęście tegoż dnia, aby się szwagrowi zalecić, przybył też i Krystyn ze Skrzypowa, a wojewodzie dosyć go było widzieć w swym domu, zwłaszcza przy obcych, aby mu się czoło chmurą okryło.
Choć tam wojaków jak on dosyć się znajdowało, między niemi wszystkiemi wcale niekorzystnie się wyróżniał. Twarz sama wiekuiście płomienista, niekiedy aż sina, zdradzała nałogowego opoja. Choć na święto wielkanocne przybrał się jak najpyszniej, suknia i uzbrojenie mówiły, że już nie dbał i nie wiedział, co na siebie włoży.
Krzywo na nim siedział kaftan, miecz u boku wisiał niezgrabnie, a włosy na głowie jak zboże po burzy wyglądały.
Choć mało kto mu się uśmiechał i mile go przyjmował, Krystyn był niezmiernie wesołego usposobienia, oczyma i ustami śmiejąc się do wszystkich, a ze wszystkimi za pan brat sobie postępując.
Niekiedy surowe, ostre spojrzenie Sędziwoja rzucone nań, trochę go uśmierzało, lecz wkrótce potem niepomierną, karczemną wesołością wybuchał.
Biskup sam już był stół pokropił wodą święconą, i jajami się obdzielać zaczęto, gdy u drzwi izby jakieś zamięszanie się stało, gwar i niepokój.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.