przygodę; a byli i tacy, którzy o niej powątpiewać chcieli, gotowi przypuścić, że przybyłemu we łbie się pomięszało.
Całe wesele, pociecha i spoczynek dni świątecznych strute były... na twarzach wszystkich malowały się obawy o jutro. Człowiek, który mógł w przeciągu dni kilku tyle dokazać, z pomocą tych przyjaciół, których się domyślano... pokusić się też gotów był o więcej... Sędziwoj[1] z Szubina nie wyznając tego przed nikim, przewidywał już sprzysiężenie jakieś przeciw Ludwikowi. Wiedział ilu tu miał niechętnych.
On, biskup i Kępa rozmawiali jeszcze po cichu, a drudzy otaczali Drzemlika, gdy pacholę nadbiegło oznajmując, że Romlika też Łukosz ze Złotoryi przywiózł.
W ten sposób potwierdziła się wiadomość i sam wojewoda, nie czekając aż stary dowódzca będzie się mógł mu stawić, wyszedł go szukać.
Łukosz, po skrępowaniu i umęczeniu Romlika, musiał go tu na wozie, sam przy nim jadąc — jęczącego, zbolałego przywlec, bo wojewodzie wielkorządzcy chciał się koniecznie tłumaczyć...
Zobaczywszy go, ledwie dźwignąć się miał siłę. Krzepki stary, był nagle zmieniony okrutnie, nie mógł sobie przebaczyć, że oddaleniem się swem z zamku, był utraty jego przyczyną.
Ujrzawszy wojewodę, mimo bezsilności dźwi-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Sędziwój.