Ta strona została uwierzytelniona.
O kilkoro stai za miastem, czekał nań zakapturzony jeździec...
— Jakie rozkazy? spytał.
— Siedźcie cicho — Sędziwój się ostro bierze do księcia, tamten wątpię, żeby mu dotrzymał... Trzeba czekać, jak się dalej wątek zasnuje. Nie da mu pono zagrzać miejsca we Włocławku, ani w Złotoryi...
Poszeptali coś jeszcze, i zakapturzony jeździec konia ścisnąwszy, w las się puścił, a Dersław z głową zwieszoną na piersi, powoli nazad do Wielkiej Wsi, odmawiając pacierze, i przysłuchując się głosom wieczora — podążał.