niepomiernie i dawnych swych rycerskich obyczajów zaniechać musiał.
Córka Fryda, która za mąż wyjść, jedni powiadali nie chciała, drudzy twierdzili, nie mogła, wielką nad ojcem miała władzę.
Niewiasta też była, której mało kto, częściej z nią obcując nie uległ w końcu.
Niegdyś piękna bardzo, teraz jeszcze przystojna i dość świeża, umysł miała nad krasę, chociaż jak wszystkie wówczas niewiasty, czytać ani pisać nie umiała, właśnie może dla tego, w pamięci nadzwyczajnej zatrzymywała wszystko, czém ją obcowanie z ludźmi mogło zbogacić. Pieśni, modlitwy, gadki, przysłowia, wiadomości o krajach obcych — były u niej na zawołanie. Zdumiewała nie jednego, co się uczonym być sądził, a miała też tę śmiałość kobiet pięknych, co swą siłę znają, że nikomu nie ustępowała...
Mówiła kilką językami wcale dobrze. Dom cały był w jej rękach i na jej głowie, a że ojciec mało mógł się ruszać, i chyba przez okno w podwórze wyjrzał, ona za niego rozkazy dawała i urzędnikom panowała, którzy jej słuchać byli nawykli.
I szło wszystko ładem wielkim w Drzdenku, tak że Bodcza, który ją z początku za mąż chciał wydać koniecznie, teraz jej nikogo nie swatał, bo mu z nią było dobrze, a bez niejby sobie rady nie dał...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.