o tym sokole, a właśnie ze mną jest ten, któremu go powierzyłem. Co on z nim zrobił — wiedzieć muszę.
I — książę cały już sokołem tylko zajęty, nie zważając ani gdzie był, ani na to, że nań wszyscy zdziwieni tą zmianą patrzali, pobiegł ku drzwiom, wołając na głos — Buśka...
Był gniewny i zapłoniony...
Buśko, który kubka dopijał w komorze nieco oddalonej, nierychło wołanie usłyszał i przybiegł z twarzą wesołą. Na myśl mu nie przyszło nawet, ażeby książę się miał o sokoła troszczyć i upominać.
Z twarzą groźną, głosem gniewnym, Biały poskoczył ku słudze.
— Trutniu! coś zrobił z Hanki sokołem? mów? powierzyłem ci go? Gdzie się podział? kędyś go zostawił.
Buśko dał mu się wyburzyć, milcząc nieco, znał go dobrze...
Wiedział, że ten gniew gwałtowny niebezpieczny jest, ale przejdzie rychło. Zmuszonym był skłamać na razie. Przybrał minę poważną...
— Miłościwy książę — rzekł z przybraną pokorą niemal szydersko — nie mogłem razem pilnować osoby waszej i sokoła, zwłaszcza, że sokoł był niespokojny, jak gdyby także myślał gniazda zdobywać... Zostawiłem go we Włocławku...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.