Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

Fryda Bodczanka pójdzie za mnie... Papież mnie zwolni ze ślubów... Królowa Elżbieta przemówi za mną...
Gniewosz, który tylko co słyszał go zaklinającego się, że umrze z mieczem w ręku, popatrzał nań zdumiony...
— Chcesz książę, bym mu widzenie się z Sędziwojem ułatwił? — spytał.
Zwrót jakiś znowu nastąpił w umyśle Białego, zaciął usta...
— Sam niewiem... — rzekł. — Zobaczemy... do jutra...
Szli spać. Książę sobie piosnki śpiewać kazał[1]
— Wiesz — rzekł do Buśka, któremu się ze wszystkiego zwierzał. — Możeby nam czas było spocząć. Ta wojna to obrzydliwa rzecz. Z konia na koń, ani zjeść, ni się wyspać...
Bitwę rozumiem... ale nim do niej przyjdzie!
I poco się to wszystko zdało?
Zamilkł i śmiejąc się zapytał.
— Buśku — a tybyś się jeszcze ożenił?
Mały rozśmiał się.
— Gdybym księciem był! — rzekł — czemu nie, a prostemu człowiekowi na starość!
Oczy się kleiły Białemu... który już dalszego wywodu swojego śpiewaka nie słyszał... zasnął.

Jak na świt posłał książę po Gniewosza,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.