książę dowód iż mu niepodaję trucizny, a kubki zamieńmy...
Zarumienił się Biały, zmięszał i żywo kubek podany wychylił.
Roztargniony był, niespokojny i smutny. Sędziwoj[1] pozostał takim jakim był — uprzejmością tylko w przyjęciu nagradzając nieprzyjemne wrażenie, jakie na księciu słowa jego czyniły.
Biały nie poczynał na nowo rozmowy...
Siedział czas jakiś milczący i zatopiony w sobie.
— Najuboższy z ziemian — odezwał się wreście — ma kawał gruntu na którym panem jest, miałżebym ja ojcowizny mojej być pozbawiony?
— Miłość wasza wyrzekłeś się jej sam — rzekł Sędziwoj[2] — wstępując do zakonu i poprzysięgając ubóstwo. Z tych ślubów, jak u nas mówią, papież go nie rozwiązał, i król stoi przy tem, że książę do zakonu powrócisz...
— Nie — papież mnie uwolni! — zawołał książę — nie myślę wracać — nie!
— I w tem król by być mógł pomocnym, wstawiając się do Rzymu — rzekł wojewoda — lecz potrzeba byś książę go przejednał, a na to sposobu innego niema, tylko... oddać mu zamki i prosić o przywrócenie łask i względów.
Książę potrząsnął głową, lecz poznać było można, iż się te nadzieje z któremi przybył, roz-