chwiały — że osłabł i niepewien był jak ma postąpić.
Sędziwoj[1] powtarzał stale toż samo. Biały coraz się słabiej opierał, naostatek przedłużona aż pod wieczór rozmowa zamknęła się tem, że nie dając żadnej stanowczej odpowiedzi, książę prosił o czas do namysłu dni kilka, i spiesznie konia dosiadłszy, uciekł od wojewody.
W drodze Gniewosz napróżno się chciał czegoś dowiedzieć od niego. Schylony na kark konia, rzucał oczyma dziko, zżymał się przez drogę całą, a przybywszy do Gniewkowa, rzucił się na pościel, na żadne nie odpowiadając pytania.
Nazajutrz wstał rano i poszedł oglądać zamek, liczyć swych ludzi, gniewając się i burcząc... Powróciwszy do dworu legł, zawoławszy Buśka do siebie... Śpiewak i baśniarz siedział długo, nim się od niego słowa doczekał.
Zerwał się z łoża i nagle zawołał.
— Buśku — to są wszyscy zdrajcy... Oni mnie w końcu ubiją, albo w ręce królowi dadzą. Wolę sam mu się poddać!
Buśko aż podskoczył ze swego siedzenia.
— Poddać się? — krzyknął — mając trzy zamki? — Poddać się?
— Jutro będzie ich może dwa, a pojutrze żadnego — rzekł książę szydersko. — Ludzie ucie-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Sędziwój.