Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom III.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

chętnie księcia, z obawy aby zostawiony sam sobie nie zmienił usposobienia...
Na przemiany śpiewając mu rycerskie pieśni, opowiadając dzieje bohaterów i szczęśliwych zdobywców państw i królestw; śmiejąc się z nim, przynosząc mu czasem upiększone wiadomości i nie całkiem prawdziwe z kraju poselstwa, Fryda umiała go zagrzewać tak, aby się do nowego trudu nie zniechęcił... Obiecywała mu powodzenie nieochybne...
Podbudzony przez nią książę nietylko już w nie wierzył, ale śmiałemi nadziejami ją wyprzedzał.
Uległy tej kobiecie, którą za narzeczoną swą uważał, bez której żyć nie mógł, jak powiadał — głośno oświadczał iż ją poślubi; że gotów jest sam iść o to prosić papieża...
Fryda pierwsza obmyśliła opanowanie Złotoryi, budując je na nieopatrzności i pijaństwie Krystyna. Miała tam już swoich ludzi, stosunki, przekupionych w załodze, którzy wrota otworzyć mieli.
Patrząc na ich dwoje, gdy razem z sobą byli w tej komorze Frydy; na niego rozpartego na wygodnem siedzeniu, pobrzękiwającego na cytrze, zapatrzonego w pułap, bawiącego się albo jej różańcem na stole rzuconym, lub rąbkiem zapomnianym — rozprawiającego o przyszłości, jakby baśń układał, a na nią żywo poruszającą się,