naniem, aby jej nie porzucił... Znał tę swą słabość, iż lada co mogło go zbić z drogi; a na Raciążski skarbiec rachował wiele, ktoś mu o nim splótł przesadzoną baśnię.
Fryda, która przez czas pobytu jego w Drzdenku nadto go dobrze poznała, sprzeciwiać się mu i osłabiać jego męztwa nie myślała.
Ona też, zarówno z bratem Ulrykiem, wątpiła może, by zamek w Raciążu do zdobycia był łatwym — ale gdyby mu to odradziła, czuła że całą sztuczną energją jego zachwiać mogła.
Powodzenie go uzuchwalało, napaść niespodziana udać się mogła, a najmniejsze przeciwieństwo go zniechęcało.
Natychmiast rozesłano gońców po gromadkę sasów, których miał Ulryk dostarczyć. Nie wielu ich było, lecz wszyscy doskonale zbrojni, a każdy z nich stał za kilku takich włóczęgów, jakiemi Biały książę się posługiwał...
Sam zresztą Ulryk był wielkiego serca, lubił przygody rycerskie, porywy śmiałe, a im niebezpieczniejsze były i dziwaczniejsze, tem więcej go nęciły. Zamek w którymby mógł był walczyć z olbrzymami i wojować smoki, był mu najmilejszym...
Dla niego ta awanturnicza wycieczka pod Raciąż była zabawką doskonałą, z której sobie obiecywał uciechy wiele, choćby nawet skutku pożądanego nie odniosła.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom III.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.