miał czynić. Załoga naciskała, sasi zajadle się bronili i na przemiany to jeden zastęp, to drugi brał górę. Sam Ulryk trafiwszy na dobrze uzbrojonego Jarosza serdecznie się począł z nim ucierać, znajdując w tem rycerską uciechę, że mu się bratanek biskupi dzielnie bronił. Ludzi z obu stron nie było wielu, lecz tak dobrze kopa wojujących, jak tysiąc rozstrzyga o losie bitwy. Sas[1] mieli wyższość uzbrojenia, Raciążcy walczyli na swych śmieciskach i to im większą pewność dawało.
Gdyby był Biały zamiast stać u wrót, łajać i krzyczeć podstąpił pod dzwonnicę i swoich ludzi w pomoc sasom podesłał, mógł się by był Ulryk utrzymać w kapitularzu, wtargnąć na zamek i zdobyć go...
Tymczasem sasi pozostawszy sami i widząc że im posiłek nie przychodzi, gdy jeszcze śmiały dzwonnik wpadł na wieżę i wielki dzwon poruszywszy całą ludność okoliczną zwoływać począł na obronę — Ulryk musiał myśleć o odwrocie. Odcinając się załodze mężnie, wraz ze swemi wpadł nazad do dzwonnicy, tu drzwi zatrzaśnięto i zaparto kłodami, aby sasi mieli czas nazad się po drabinach wydobyć z zamku... Ulryk, chociaż we zbroi skoczył wprost z okna śmiejąc się, tak zręcznie iż mu się nic nie stało, a gdy pod murem począł liczyć sasów, okazało się że mu
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Sasi.