Za nim szedł brat, a tuż dwudziestu i dwu zbrojnych... czeladź i pachołki...
Gerard wziął zrazu stojącego na koniu Ulryka za księcia i ku niemu się zbliżył, gdy ten mu na Białego wskazał.
Nawzajem, dla ujęcia przyszłego szwagra — odesłał książę do niego, a sam na kilka kroków odskoczył, wołając aby ogień gaszono.
Ulryk po rycersku chciał się obejść z jeńcami i byłby ich, przez cześć dla męztwa uwolnił, gdyby Biały nie podesłał doń z żądaniem, aby wszyscy uwięzieni zostali dla okupu...
Mieszczanie, którym teraz równie o ocalenie dla ich księcia gródka ojczystego chodziło, jak wprzódy szło o podpalenie dla zdobycia — rzucili się gasić i rozrywać ogień... lać wodę, zarzucać go ziemią.
Po zgliszczach płonących jeszcze, z głową spuszczoną wjechał Biały na gród swój, na którego dachach gdzieniegdzie gonty i dranice gaszono... Smutny to był widok. Gerard do ostatka nie rozpaczając w pośrodek przestronnych podwórzy zgromadził był konie, rynsztunek, zapasy, wszystko co wartość jaką miało... Kupami leżały tu sprzęt, broń, odzieże, skrzynie, wory... a w pośród nich przerażone ogniem rwały się rozhukane konie...
We dworcu pootwierane okna i drzwi, po-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom III.djvu/074
Ta strona została uwierzytelniona.