dziej dolegliwych braków, który mu się mocno czuć dawał, było — osierocenie po Buśku...
Błazna tego, do którego mógł mówić co mu na myśl przyszło, który mu bez ogródki i strachu odpowiadał i często myśl jego naprostował — nie dostawało... tęsknił za nim...
Jednem też z pierwszych rozporządzeń książęcych było, wysłanie po niego...
Niecierpliwie wyglądał przybycia... Buśko, który również był do swojego pana utęskniony, dał się wziąć i — choć nie lubił na koniu kłusować, przybył dosyć prędko...
Zobaczywszy go książę, śmiejąc się wyszedł aż do podsieni, poklepał go po głowie i wprowadził z sobą do izb... Do nikogo tak mówić nie umiał szczerze, otwarcie, co ślina do ust niosła, jak do starego swego bajarza i trefnisia...
— Patrz co oni mi z Gniewkowa zrobili! — zawołał — szczęście że nie spalili jeszcze.
Buśko obchodził kąty, wąchał i znajdował że spaleniznę jeszcze słychać było...
Oba razem powlekli się po zakomarkach mrucząc, rozglądając się, przypominając jak to tu dawniej bywało.
Zyskał na tem Lasota, któremu zostawiono zupełną swobodę rozporządzania się około wojska przyszłego... Gniewkowscy mieszczanie, lud ze wsi i osad okolicznych, przywiązany do dawnych książąt, a obawiający się zemsty Sędzi-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom III.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.