woja, gromadnie się zaciągał pod chorągiew Białego... Zbiegały się też owe włóczęgi i ludzie bez chleba a zajęcia, zasłyszawszy iż się księciu wiodło...
Jednych wypędzano z chat gwałtem, drugich ujmowano obietnicami, inni się garnęli niemając nic lepszego do robienia.
Co wieczór mógł Lasota uwiadomić księcia, iż mu rosły jego siły... Oręż chwytano jaki tylko dał się zdobyć, a często taki, co imienia tego wart nie był. Szło więcej o lik ludzi niż o uzbrojenie...
Zdawało się w istocie szczęście uśmiechać wygnańcowi...
Sędziwój z Szubina nie miał dosyć rycerstwa pod ręką, aby natychmiast przeciwko niemu wystąpić, a zyskany czas wzmagał odwagę i istotne siły księcia...
On sam już się nie chwiał w postanowieniach, był pewien, że cel osiągnie.
Dana mu przez Frydę nauka, którą ona przez posłów jeszcze kilkakroć mu powtórzyła, aby był surowym i nieubłaganym, utkwiła w głowie i w sercu księcia.
Powtarzał ją sobie, przejmował się nią — poprzysięgał nie zmięknąć i nie pofolgować nikomu, pilno było tylko co najrychlej czynem jakim okrutnym, a głośnym przekonać Frydę iż miał w sobie ten przymiot tak zdobywcom potrzebny.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom III.djvu/080
Ta strona została uwierzytelniona.