skiego ducha nie miał, a resztę rzeczy rycerskich w klasztorze zapomniał i pozbył ich...
Baczny postrzegacz byłby może zrozumiał z postępowania księcia wnosząc, że ktoś stał po za nim, że mu dyktowano to co czynił i kierowano nim — ale w gorączce jaka tam panowała na zamku, nie tak bardzo na drobne odcienia zważano.
Lasota zaczynał i wierzyć w księcia i więcej mu ufać — inni też patrząc nań mężnieli, tylko gruby Buśko gdy o tem mówiono, milczał głupowato.
Fryda była jakby w gorączce nieustającej — przebrana po męzku wyrywała się wieczorami na zamek opatrując wszystko, domagała się ciągłych doniesień, liku ludzi — w jej głowie niespokojnej lągły się ciągle jakieś wymysły nowe.
W czasie gdy Złotorję[1] opanowano, razem z załogą i ludźmi do niej należącemi, schwycono człowieka, którego Biały nieumiał zużytkować. Był to niejaki Hanko, zamożny właściciel młynów Brzeskich, słynny w owe czasy z umiejętności budowania wszystkiego co wymagało pewnej umiejętności i znawstwa mechaniki.
Młyny wodne od dawna już naówczas były znane i rozpowszechnione w Polsce; od pół wieku wznosiły się już w wielu miejscach i wiatraki. Budowa tych przyrządów prostą była zapewne
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Złotoryę.