gierskim na służbę do Polski przybywali — uzbrojeni byli drzewcami i tarczami.
Dawniejsze rycerstwo polskie jeździło z kuszą, miało haki u pasa i schyliwszy się na koniu, kuszę o nogę oparłszy, naciągali ją. Zbrojne też było w rohatyny uwiązane na koniu przy łęku i wlokące się za niemi, ztąd zwane włóczniami; a u boku nosiło miecze...
Rohatyny te, a nawet i kusze dla drzewców rzucono[1], książę użyciu ich pod Gniewkowem, a brakowi u swoich żołnierzy, całą klęskę przyznawał. Powtarzał codzień. — Gdyby nie drzewce!! gdyby nie te drzewa ich przeklęte!
Ale ku obronie zamku ani włóczni ni drzewca użyć nie było można... Postawiono pod murami zbudowane przez Hankę młynarza tarany i różne do rzucania pocisków ciężkich porobione machiny gromadzono kamień, smołę, miano się na baczności wielkiej. Tymczasem, gdy Bylica, który był uciekł sromotnie z pod Gniewkowa — powrócił, tłumacząc się i uniewinniając, przyjął go książę i do dawnej łaski dopuścił, a nawet nad Drzazgę i innych go przekładał.
Bylica przypochlebiać się umiał, rozum i wielką umiejętność księcia wynosił bardzo.
Biały też powiadał o nim, iż człek był rozpuszczony, zuchwały, ale do wypraw niespodzia-
- ↑ Bielski.