Mańka młynarza, też książę zaraz do ciemnicy w której teść jego jęczał, rzucić kazał...
Część nocy zeszła na obchodzeniu pijatyką odniesionego zwycięztwa łatwego, z którego książę się szczególniej cieszył, niemogąc pojąć dlaczego Fryda jego radości niepodzielała.
Jak szalony był, biegając po zamku, śpiewając i choć mu się owych wodzów nieudało pochwycić, o których marzył — rad był temu co uczynił. Chwalił się nawet przed Buskiem[1], ten ramionami ściągnął.
— Ano — rzekł — dobra psu i mucha, ale żebyś był książę nie krzyknął, kratę spuszczać — byłby i wojewoda w naszych rękach...
Biały o mało nie uderzył ulubieńca za to, że śmiał mu to powiedzieć. Buśko tylko zręcznym zwrotem uniknął wymierzonej na swą głowę pięść..
Fryda zimno jakoś słuchała opowiadania.
— Niedalej jak jutro — odezwała się — gotuj się oblężenie odpierać...
— Nie będą śmieli! — krzyknął Biały — a zechcą li spróbować — jam gotowy i sprawię im dobrą łaźnię...
Spojrzała nań Bodczanka i zamilkła... Codzienne obcowanie z księciem, jego porywczość i niestałość, gorączka i odrętwienie przychodzące z kolei — oziębiły dlań Frydę, miłość jej wystygła już była, a Biały wydawał się jej gorszym może i mniej godnym przywiązania i współczucia, ni-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Buśkiem.