Najzajadlejszy obrońca, Bylica, przez dni kilka pochodziwszy zasępiony — jednej nocy zniknął, jakby wpadł w wodę.
Domyślano się, iż z murów spuścić się musiał, a że po nim wszystkiego można się było spodziewać, książę uląkł sę[1] zdrady... Podwojono czujność.
Następnej nocy, cicho bardzo, Biały Buśka obudził, który spał przy nim.
Długo rozespany bajarz, nie mógł po śnie twardym odzyskać przytomności.
— Trutniu — zawołał książę, schylając mu się do ucha[2] — Słuchaj! Na ciebie nikt nie zważa, boś ty ani żołnierz, ni wódz... puszczą cię wszędzie... Każ sobie do dnia furtę otworzyć, idź do wojewody.
— Aha! — przerwał Buśko... jam wiedział, że się to tak skończyć musi...
Biały udał, że nie słyszy...
— Głodem nas wezmą — dodał. — Ty nie odemnie, ale od siebie mu się nastręcz... Zobaczym, co powie...
Nie bardzo rad narzuconemu pośrednictwu, zasępił się Buśko, poskrobał — lecz musiał spełnić przykazanie.
Głód i dla niego był bardzo strasznym...
Książę odprawiwszy posła, położył się w łóżko kryjąc przed Frydą z tem, co uczynił. Posunął do tego stopnia udanie, że wstawszy pilno i gło-