Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 035.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzeli po sobie głowami potrząsając Boleszczyce i westchnęli.
— Co o cesarzu prawią, że mu papież nogę na karku postawił — przebąknął Zbilut — to tam baśnie być muszą, które klechy roznoszą, aby straszyć świeckich ludzi.
— Nie bajki, — zaprzeczył Borzywój — słyszałem o tem od króla nieraz. Śmiał się z cesarza mówiąc:
— Gdybym ja cesarzem był, rychlejbym koronę postradał, niż cześć moją.
Gwarzyli tak jeszcze jadąc, gdy się w dali na boku gościńca pokazał dworzec znaczny, ostrokołami i drzewy otoczony. Na wyjaśnionych niebiosach drzewa i zabudowania ciemną się massą malowały, wśród któréj otwarte okna i drzwi silnie oświecone błyskały jak ogniska, w podwórcu zaś smolne stosy i beczki pozapalane, łuną szeroką okolicę zalewały... Zdala widać było jakby gorejące drzew wierzchołki i unoszące się w górę krwawe od płomieni dymy, iskrami natykane.
— Hej! hej! — zawołał wesoło Dobrogost — wszak ci to chyba się król tu zabawia, na swym wiejskim dworze, bo któżby inny!
Ruszyli wszyscy ochoczo pokrzykując...
— Król nasz! król!.... dobrze się nam go spotkało! A no żywiéj!
Kłusem puściła się cała gromadka, przyspieszywszy kroku.