Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 074.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bie czy nas pochwycą, głowę damy, a zaprawdę, czy warto, sądź sam? Zdala to ci się łatwém zdaje!!
— Jam wszystko wyważył — odezwał się Mścisław, ani chcąc słuchać towarzyszów. — Pochwycić nas nie mogą. Król jéj przecie z sobą na łowy nie wozi, a gdy zamki objeżdża, zostawia ją w Krakowie. Dzień taki wybrać gdy go nie ma w domu, moja rzecz, ludzi kilkunastu i konie rącze.
— Królowej staréj i młodszéj dwór, choćby co widział, nie ruszy się, rad będzie gdy ją weźmiemy. — Byleście pomogli.
Mimo upartego dowodzenia Mścisława, że porwanie Krysty możliwe było i łatwe, Dryja i Beńko, głowami potrząsali, cmokali dziwnie i ochoty w nich widać nie było. Nie śmieli wręcz odmawiać, a przyrzekać téż nie chcieli.
Mścisław ciągle nalegał.
— Dryjo, bracie, tyś mi, pomnij, pobratymem poprzysiągł być, bądź że nim w złéj doli. Beńku, ty mnie ratowałeś nie raz, jam ci pomagał, nie odmawiaj mi gdy proszę. Nic nie pragnę tylko ją nazad dostać. — Bylem ją miał, nie znajdą mnie, nie wytropią — Świat szeroki, będę wiedział dokąd uciekać i zajdę na Ruś.
— Człecze, Bolko na Rusi jak we własnym domu! zawołał Dryja.
— To do Węgier.