Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 077.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech głowę moją bierze! krzyknął Mścisław — i ona mi już i życie nie miłe!!
To mówiąc pochylił się Mścisław ku nim, słowy serdecznemi usiłując ich nakłonić, aby mu pomocą byli, bo na czeladź się spuścić nie mógł. Beńko i Dryja milcząc słuchali, nie przeciwili mu się, mieli może nadzieję że rzecz sama spełznie na niczém. Widać było po nich, iż przez litość tylko przystawali na to co po nich żądał. Mścisław, cały przejęty myślą odzyskania Krysty, gdy sądził że tych sobie pozyskał, począł innych ściągać z kupki pod dębem pozostałéj. — Lecz tu już było nie wielu, kilkunastu tylko znużonych, opończami się osłoniwszy, na ziemi spało, dnia oczekując.
Udało się panu z Bużenina kilku najzaciętszych przeciw królowi, z tych co z pod Kijowa pouciekali i prześladowani byli za zbiegowstwo, — nic już do stracenia nie mających — namówić z sobą. Tym w zamian dach swój ofiarował, opiekę i pomoc wszelką. — Biedny człek w przekonaniu tém że mu Krysta jego sprzyjała, myślał tylko teraz o środkach, jakiemiby jéj oznajmił o sobie, aby w pierwszéj chwili gdy się przed nią ukaże, z radości krzykiem ludzi nie ściągnęła. — Reszta mu się łatwą zdawała; — nie wątpił że, choć u króla pieszczona, na szyję mu się rzuci i zbieży z nim za kraj świata.
Dryja i Beńko, upewniwszy go że gdy wszy-