sam sobie rozsądzić mieczem, niż po sprawiedliwość iść do pana. Dla kogo dobrym był król to bez miary. Boleszczyce jego ze skarbca brali co sami chcieli, ulubieńcy chodzili w złocie i złotem sypali, król o nie wcale nie dbał. Lecz kto na taką łaskę chciał zasłużyć, musiał iść na stracone imie, nie oglądając na nic i nie opierając w niczém. Zabij! porwij! Czynić musieli co kazał. Zawahał mu się kto raz, lub odpowiedział słówkiem małém, już łaskę stracił. Bolesław nań ani spojrzał więcéj; precz ze dworu mógł iść kędy chciał, rad, że życie uniósł całe.
Przebaczenia u niego, posłuchu ani pomiarkowania nie było. Cóż dopiero, gdy kto mu się śmiał stawić, chociażby równym mu królem był? Niezniósł ani przebaczył oporu, czując się tak silnym, jakby mu nikt zrównać i nic go złamać nie mogło.
Poprzednicy jego wszyscy, aż do pobożnego ojca, świątobliwie kościołowi służyli, on chciał kościół mieć na rozkazy. Duchownych téż nie czcił, jak ojciec, dziad i pradziad, mieniąc ich urzędniki swoimi, których pod władzą chciał trzymać.
Dla tego i biskupów wolał mieć Polaków, niż Włochów i Francuzów, aby mu łacniéj posłusznymi byli i za panowania jego na gnieznieńskiéj katedrze, na wrocławskiéj i w Krakowie Polacy już siedzieli, choć z Rzymu na to krzywo patrzano.
Dnia tego na zamku czuć było jakieś przygo-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 083.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.