Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 092.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko pański, palcami sobie z po za tronu ukazując przybywających z daninami, urągał się im i wyśmiewał bezwstydnie. Na niektórych téż Bolko spoglądał z ukosa, gniewnie brwi czasem marszcząc, choć żadnemu nie odpowiedział na skłonienie, a od innych odwracał się z widocznym wstrętem i wzgardą.
Z twarzy przybywających, nie tyle obawę co niechęć i gniew widać było. Szli wszyscy jak z obowiązku, niektórzy młodszym krewnym zastępować się nakazując, aby pokłonu nie bić i czoła nie uchylić. Dań jednak była obfita i wspaniała i na kupach gromadziło się srebro, złoto, pieniążki różne, kawały kruszcu porąbane.
Bolko prawie nie patrzał na to, nie wiele się zdając cenić co mu przynoszono. Więcéj oczyma śledził tych co nieśli, niż to co mu oddawano. Brzęk go czasem obudził z zamyślenia, w które znowu wpadał, mrużąc oczy i jakby do snu się zabierając.
Skarbny głosem znużonym wywoływał ziemie i imiona, przez otwarte wrota wchodzili powołani, za niemi niesiono dań, i pokłon złożywszy, ustępowali ku namiotom...
Dziwny szmer przebiegł w tłumie i dworze, zwróciły się oczy wszystkich ku wnijściu, i ujrzano stojącego na koniu, w odzieży oszarpanéj, ubranego nędznie, z potarganym na głowie włosem, Mścisława z Bużenina. Oczekiwać się zdawał na