Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 101.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W chwilę potém niewiasty czy znudzone widokiem jednostajnym, czy dla słońca i wiatru, który się zrywał, poczęły z wałów schodzić i po jednéj, po dwie do dworców powracać.
Ukazała się wśród nich i pańska Krysta, cała białą zasłoną obwinięta, biegnąc właśnie ku téj sieni, w któréj się mąż jéj ukrywał. Była sama jedna, a choć ją od stóp do głowy okrywały cienkie rąbki, poznać mógł ją łatwo każdy po kibici zręcznej i ruchach pieszczonych... Żadna inna, ani tak biegać, ni tak stanąć, ni się tak wdzięcznie przegiąć i główki pochylić nie umiała.
Z wałów, szepcząc coś między sobą, odwróciły się patrząc na nią wszystkie niewiasty i ścigały ciągle oczyma. I śmiały się, ruszały ramionami, palcami ją sobie ukazywały, a zazdrość i gniewy wybuchały w ich głosach.
Zaledwie Krysta wbiegła do dworca, po chwili krzyk się dał słyszeć, krótki, urwany, ale pełen trwogi i przerażenia.
Za tém nagle ucichło. Nikt tego rozpaczliwego nie pochwycił głosu. Izba Krysty, w któréj teraz nikogo nie było, bo się służba jej rozbiegła, tak złocisto i bogato przybrana świeciła, jak wszystko, co króla otaczało i co mu służyło.
Krysta blada, z rękami załamanemi, z głową spuszczoną, stała w pośrodku. Opadła z niéj na ziemię zasłona biała, pozostała w jednéj sukience opiętéj, jakby do ciała przylegającéj, która śliczną