Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 104.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Krysta miała się czas namyśleć, stanęła i palce na zbladłych położyła ustach.
— Idź na wyżki! w sieniach stoi drabina, nikt tam prawie nie chodzi, nie znajdą cię tam.
Mścisław chciał natychmiast usłuchać, lecz porzucić ją żal mu się zrobiło. Stąpił krok i zawahał się.
Mów jeszcze — zawołał — powiedz kiedy mam przyjść po ciebie... Wymknę się z zamku i powrócę...
Krysta nogą uderzyła w ziemię z niecierpliwości.
— Uciekaj — zawołała — ja nie wiem nic, ja ze strachu szaleję! jam biedna i nieszczęśliwa.
Zakryła oczy i płakać zaczęła.
Potém nagle widząc, że to nie skutkuje, jakby oczy jéj oschły, odsłoniła je i zaczęła mówić pospiesznie, na drzwi ręką wskazując.
— Powracaj, ja nie wiem, o mroku. Stanę w progu, odzieję się w chusty proste, gdy będzie można, ujdziemy.
Chciał Mścisław pytać jeszcze, gdy Krysta pobiegła do okna, wychyliła się niem, sparła i wyjrzawszy daleko, wołać poczęła żywo.
— Uchodźże, a to ci życie niemiłe! Uciekaj! z wałów wracają dziewki moje! a! uchodź co prędzej, póki czas!
— Więc o mroku! dziś! — zawołał Mścisław.