Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 111.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bo, bo jéj pilno, bo, ma wielkie słowo na ustach, straszne słowo, a słowa tego przez nikogo mu posłać nie może, tylko mu je sama musi powiedzieć do ucha.
Mięszała się i jąkała mówiąc, a Borzywój głową potrząsał, żartobliwie się uśmiechając ze strasznego słowa, jak gdyby w nie wierzyć nie chciał.
— Gdybyście mnie do ucha dali to straszne słowo, wiernie bym mu je zaniósł i nie zgubił po drodze.
— O nie! nie! To słowo ja sama mu powiedzieć muszę.
— Abyś się mnie pozbyła, bo może czekasz na innego! — szepnął Borzywój.
Krysta się oburzyła naprawdę.
— Brzydki człowiecze! — rzekła — kiedy się klnę na matusię moją, że w tém słowie śmierć lub życie być może.
— O ho! — przerwał Borzywój.
— A tak! — potwierdziła Krysta — śmierć lub życie!
— Czyje? — spytał dworak.
— I czyjeś i moje! — odparła Krysta brwi marszcząc.
Borzywoj u drzwi stał nie ruszając się jeszcze, ciężko odejść mu było.
— No, to pójdę — rzekł — ale mi choć co