Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 113.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ruszyła ramionami.
— Co tam! dosyć że wiem. Mały palec mi powiada.
I śmiała się do siebie sama, dumna tą niewieścią przenikliwością.
W tém dziewcząt dwoje wpadło śpiewając do sieni, śpiew ich ustał na progu i wsunęły się do izby sznurując usta.
Były to pani dziewki służebne. Spojrzały na nią, ona na nie. Zlękły się może brwi zmarszczonéj, ust groźnie wydętych i cicho przesunęły się do komory.
Tam znów słychać było chichotanie i szepty. Namyśliła się Krysta, popatrzywszy na suknię swoją.
— Ciarka! — zawołała.
Starsza z dziewcząt stawiła się z uśmiechem przed panią.
— Mów, cobym ja włożyła, abym piękną była?
— A! — ręką usta zatulając rzekło dziewczę — a! choćbyście i gzła nie mieli, toby wam było chyba piękniéj jeszcze.
I z za dłoni, którą się zasłaniała, śmiała się figlarnie poufała dziewczyna.
— Mów jaką ja mam wdziać? — poczęła Krysta — czy niebieską suknię, czy kraśną, czy złotą? Mój pan przyjdzie do mnie... Popraw mi włosy, zasłona mi je popsuła...
Ciarka się zbliżyła i pani a sługa poufale z sobą