Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Podszedł raz ku drzwiom już samym i zawrócił się od nich, postąpił ku nim raz drugi i za zasuwę ująwszy cofnął się jeszcze, szedł raz trzeci zmusiwszy się, dumnie głowę podniósł, i jak stał na pół odziany, pospieszył do izby królewskiéj.
Komnata to była niewielka, ale wielce ozdobna i na to przeznaczona, aby w niéj król niewielu dostojniejszych gości mógł przyjmować.
Było w niéj siedzenie pańskie, ponad którém tarcz i miecz wisiały i ławy do koła z poduszkami sukiennemi i oparciem; podłoga kobiercami wysłana, okno rybiemi błonami zaciągnięte, przez które żółtawy blask dnia przechodził.
Tu rozmowa była bezpieczną, gdyż dwie puste izby dzieliły ją od tych, w których dwór, Boleszczyce i komornicy stawali.
Król wszedłszy krokiem szybkim, zastał już tu biskupa stojącego w pośrodku. Dwu swych towarzyszów duchownych zostawiwszy w pierwszych izbach, ks. Stanisław ze Szczepanowa sam był tylko. Stał poważny, surowy, z twarzą posępną kapłan, odziany jak do chóru, z pierścieniem na palcu i krzyżem na szyi.
Król i on zmierzyli się oczyma, jakby niemi sił swoich próbowali, ale biskup nie strwożył się królewskiém wejrzeniem, a król nie wytrzymał jego wzroku i zasępiony szedł daléj.
Skłonił się biskup.