Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 124.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stanisław ze Szczepanowa stał, słuchał i milczał nieporuszony.
Dawszy dopiero ochłonąć nieco królowi, począł głosem tym samym jak wprzódy.
— Pomnijcie, miłościwy panie, że gdy za Mieszka zrażeni opuścili go ziemianie i władycy, gdy królowa Ryksa zniechęciła ich ku sobie, wkrótce i całéj krwi a rodowi pańskiemu uchodzić było potrzeba i zrzec się panowania...
Pomnijcie, że bez nich ostać się nie możecie.
— O! to opuszczenie i wygnanie ojcowskie, pomnę ja im po dziś dzień — przerwał król — pomnę i nie zabędę i nie przebaczę go im nigdy! Dlatego głowy ich krnąbrne padają i spadać będą aż ich nie stanie. Nowych sobie ziemian uczynię i rycerstwo, które mi będzie posłuszne. Królem jestem i panem a nie słomianym strachem, który na wróble stawiają, dzierżę władzę i nie puszczę jéj. Ani władyki, ani wy biskupi i duchowni sprzeciwiać mi się nie śmiecie, bo miecz mam i prawo w ręku!
Biskup zwolna na krok się cofnął.
— Miłościwy panie — rzekł z dumą — my biskupi nie stoimy pod twą władzą królewską, my mamy jednego króla a pana w niebiesiech, a drugiego zastępcę jego w Rzymie, więcéj nikogo nad sobą. Nikogo! nie my wam, wy nam jesteście podlegli, bo podlegacie kościołowi... i posłuszni mu być musicie!