Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 127.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i gniewu mojego, bo straszny jest jak piorun i jak on bije w kościoły. Spaść może głowa twoja, choć namaszczona, a w Rzymie, gdy będzie potrzeba, dam okup za nią. Zamknę ci ja te usta, gdy zanadto mówić się ważą.
— Miłościwy panie — odparł biskup — uczynić możecie co zechcecie, ale ustraszyć mnie nie potraficie. Widzicie, oto stoję przed wami bezbronny, jakem już nie jeden raz stał, mówię a błagam, czyńcie pokutę i wynijdźcie z grzechu. Ilekroć przypuszczony będę, tylekroć powtórzę ci to, błagać będę i karcić. Kajaj się! kajaj się grzechów twych...
Biskup podniósł głos uroczyście, wtém król bijąc w siedzenie, zawołał przeraźliwym krzykiem.
— Milcz, klecho!! Nadto rachujesz na swój Rzym i do zbytku język rozpuszczasz. Milcz...
Westchnął biskup z politowaniem. Nie widać na nim było gniewu ni poruszenia, znękany, pot tylko otarł z czoła.
— Kościół, królu, ma przeciw krnąbrnym dzieciom siłę. On cię namaścił na panowanie, on ci namaszczenie twe odjąć może. Nie zmuszaj go, aby ci drzwi swe zamknął, i od społeczności swéj jak owcę parszywą odłączył. Naówczas na nic ci się nie przyda ani krew twoja, ani twe imię, ani władza, opuszczą cię wszyscy i wypowiedzą posłuszeństwo. Siła twa skruszy się w twéj dłoni.