Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak mówiła jéj płochość, a zabobonny strach szeptał z drugiéj strony.
— Zabiją go, on umierając cię przeklnie i rzuci swą krew na głowę twoją! krew! straszną krew umarłego, któréj niczém zmyć nie można.
Przelękła Krysta biegła już szukać ratunku u swéj ulubienicy Ciarki.
— Słuchaj Ciarko, słuchaj dobra moja, oto masz bursztynu sznur! Co ci powiem uczyń, proszę! Dam co zechcesz sama. Uczyń a zbawisz duszę moją!
— A! uczynię wszystko co każecie — odezwała się zdziwiona i uradowana dziewczyna, przypatrując się bursztynom świecącym. — Czegóż by dla takiego sznura, biedne dziewczę nie uczyniło?
— Nim mrok zapadnie idź w bramę — mówiła Krysta. — Uważaj dobrze. Wnijdzie tam człowiek w prostéj sukmanie, z czapką na oczy nasuniętą, czarny, duży, straszny! A! to ten mój stary mąż, który się za mną rozbija i zakrada się do mnie.
Ciarka zdziwiona w ręce uderzyła.
— Mąż! o Boże miły! mąż!
— Ale ja męża tego nie chcę! a nie chcę, a żal mi, żeby go nie zabito, bo tam czatują na niego... powiedz mu, szepnij że król o nim wié, a jak go ujmą, nic nie pomoże, głowę da. Niech ucieka! Powiedz mu, żem ja ciebie przysłała,