Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 134.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

obitych jeszcze wewnątrz deskami grubemi, nie miały światła żadnego, jedne drzwi tylko okute przystęp do nich dawały. We drzwiach tych okienko, z zasuwą drewnianą, służyło do podawania jadła więźniom wewnątrz zamkniętym.
Borzywoj, któremu zlecono zamknąć kazać Mścisława, sam go tu odprowadził. Miał widać jakieś królewskie zlecenie, bo zamiast odejść odstawiwszy go do ciemnicy, zatrzymał się, pachołkowi nakazując zdala przyświecać pochodnią.
Wnętrze izby nad wszelki wyraz było okropne. Smiecie, brudy i słoma zgniła zalegały ją całą, jednym stała obrzydłym barłogiem, a powietrzem jéj wilgotném i skażoném zaledwie oddychać było można. Mścisław, którego pachołkowie za barki ująwszy, wtrącili do wnętrza, dał się cisnąć na przegniłą słomę słowa nie rzekłszy, obejrzał się ledwie, i padłszy leżał jak martwy, nie patrząc nawet na stojącego u drzwi Borzywoja.
Ten nie odchodził i mierzył go oczyma.
— Mścisławie, słuchaj — rzekł — żal mi cię.
— A mnie ciebie żal — odparł pan z Bużenina — ja jestem więzień, tyś niewolnik.
Boleszczyc, jakby nie słyszał tego, ciągnął daléj:
— Żal mi cię, Mścisławie, aleś ty sobie winien sam.
Śmiechem ostrym i dzikim odpowiedział na to Mścisław.