Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stawić na równi, wyżéj nawet nad niego i klecha jeden rozkazywać swojemu panu.
Przesiedziawszy chwilę z Krystą, wstał król i zostawił ją samą. W królewskich izbach wieczerzały drużyny, szedł do nich w gwar ten, chcąc wśród drużyny swéj, otoczony siłą na rozkazy i skinienie gotową, zapomnieć biskupa.
Miejsce jego stało opróżnione... Drużyna pańska, wszyscy owi Boleszczyce, dwór i goście, których teraz rzadko gród oglądał, jak za Chrobrego mieli na zamku zastawione dla siebie stoły. Po kijowskiéj wyprawie i rozbiegnięciu się rycerstwa, często téż król na srom zbiegom tym, których karał, najprostszy gmin do swych stołów przypuszczał.
Szedł do nich kto chciał, bo hojność króla miary nie miała.
Dnia tego liczniejszych spodziewano się gości, ale jak do stołów pod namiotami, tak i tu nikt się prawie nie zjawił.
Znajomi i krewni, na dworze króla będący, ciągnęli ich napróżno.
Leliwa, którego bratankowie niemal gwałtem wziąć na zamek chcieli, wiedząc jak królowi te pustki przykre będą i do gniewu go pobudzą, odparł im wyrwawszy się i na koń siadając.
— Niech sobie miłościwy pan z tymi je, których kocha. Pokochał czerń, niech się nią cieszy, my mu tam niepotrzebni. A no zeszłoby się może