Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 150.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

po izdebce, głowę na piersi zwiesiwszy, westchnienie mu się ciężkie wyrwało.
— Ojcze mój! — rzekł stając przed nim — nie obwiniajcie mnie w duszy waszéj o brak miłosierdzia, lepiéj jest, ażeby jeden zły zginął, niżby przezeń kraj ten i ziemie przepadać miały, w pogański obyczaj się zanurzyły, do dziczy wróciły przez rozkiełznaną rozpustę. Tak chce Bóg, tak chce nad narodem litość. Słyszałeś ich skargi, jam patrzał na czyny. Tarza się w rozpuście i okrucieństwach, aby okazał, iż nikomu nie jest winien posłuszeństwa, ani Bogu ni kościołowi.
Wiecie co uczynił dziś, aby zohydził suknię kapłańską i stan nasz?
Duchowny dał głową znak przeczący.
— Składano mu daniny — mówił biskup. — Wezwał skarbny kleryka do pomocy, aby mu czytał ziemie i powiaty. Król z oczów biedaka widząc iż się mnogim skarbom przypatrywał chciwie, dozwolił mu ich wziąć ile uniesie. Padł kleryk pod ciężarem złota złamany, na pośmiewisko czerni ze stanu duchownego. Ciało jego bez pogrzebu ohydnie do Wisły rzucić kazano. Dlaczego to uczynił? oto, aby ludziom na oczy okazał, iż niepomiernie chciwi i łakomi jesteśmy, wydziercy i łupieżcy, gdy on o skarby nie dba, wspaniałym jest i dobroczynnym. W kleryku tym nas spoliczkował bezbożnik, a sąd i wyrok dał niesłuszny,