Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 152.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jedźcie do Pragi — powtórzył biskup. — Nieście odemnie te słowa: korona nasza bez głowy, berło świętego Maurycego bez ręki, tron Piastów bez króla, kraj bez ojca zostaje, czeka na Wratysława, aby go objął.
Ziemianie przyjmą go, rycerstwo rade będzie. Dwa potężne królestwa się zjednoczą!
— A cóż się z wywołańcem stanie? — spytał duchowny.
Ks. Stanisław ruszył ramionami pogardliwie.
— Bóg postanowi. Piorun go może razić w polu, wilcy rozszarpać w lesie, głód zamorzyć w ucieczce, srom udusić, zgryzota pożréć, azali wiemy co mu przeznaczono i jaką karą chłostać go zechce ten co nie przebacza??
— Jedź, ojcze mój — dodał — mów, skłaniaj aby byli w pogotowiu, tu im bramy otworzą jak zbawcom.
— Król ma braci, ma syna — ośmielił się cicho szepnąć duchowny.
Biskup pomyślał nieco.
— Ród to jest — rzekł — który już raz ziemianie precz wygnali, którego nie chcą. Gdyby oni znowu na tron weszli, co z sobą przyniosą! Szaleństwo Mieszka, okrucieństwo Bolesława? Zemstę i żal — nie, dosyć ich mieliśmy, innéj nam krwi na tronie potrzeba. Syn, brat, mieliby nieprzyjaciół w ziemianach samych, lękaliby się ich