Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 166.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrogost i Ziema.
— A którzy?
— Synowie Mszczuja.
— Którego?
— Mieszkowego — rzekł Dobrogost.
— No, Bóg z wami! — odezwał się stary chmurno i na ręku się podparł.
Przystąpili więc do nóg mu się skłonić i pocałować go w kolana.
— Jedziemy za rozkazaniem pańskiém mimo Jakuszowic — odezwał się Dobrogost — chcieliśmy miłości waszéj téż przypomnieć się i pokłonić. Rzadko służba pozwoli wczasu.
Staremu na wspomnienie króla czoło się namarszczyło straszliwie, a brwi siwe aż nawisły, drgnął i mruknął jakby łajał, ale nie można było zrozumieć co rzekł.
Młodzi przed nim stali.
— Was tam słyszę lik duży na dworze przy panu — rzekł — sześciu czy dziewięciu czy więcéj Jastrzębi. Was tam jak niewolników zwą Boleszczycami. Cóżeście się to mu z kośćmi i mięsem zaprzedali!
Spoglądając po sobie milczeli przybyli. Ziema jako młodszy, nie myślał nawet odpowiadać.
— Jest nas na dworze pańskim — rzekł Dobrogost — naszego zawołania i rodu kilkunastu. A cośmy my winni, że nas przezwano Boleszczycami! Nie jednych nas tak zwą, jest i Śreniawów