Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 169.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zadarł, ziemiany gardzi, biskupem pomiata, a z hołotą i czernią w wielkiéj miłości żyje! Miłościwy pan... a komu miłościw? nie nam!
Dobrogost zebrał się na odwagę, by króla swego bronić, choć dobrze wiedział, iż stary się zagniewa.
— Miłościwy panie a ojcze — rzekł — ja tam nie znam wiele, ale z rycerstwem tém inaczéj nie mogło być, gdy mu ono posłuszeństwo wypowiedziawszy zbiegło z Kijowa, samego pana niemal zostawiając. Ziemianie téż mu nie życzliwsi jak byli Mieszkowi i Kaźmierzowi, którego wygnali. Król na nich za dziada się mści i za ojca. Biskup z niemi trzyma. Ludu ubogiego król miłościwy broni, bo bez niegoby panować komu nie miał, a głódby nastał na te ziemie.
— A milczże ty, gołowąsie jakiś! — krzyknął stary Odolaj kijem bijąc o ziemię — a milczże! Ty mnie tu będziesz uczył rozumu! Dobry pan, a żonę Mścisławowi jak wziął? Mało mu swojéj?
Oba stojący u drzwi zamilkli.
— Nie nam go sądzić! — rzekł Dobrogost.
— Ale ja stary sądzić go mam prawo! — zawołał Odolaj — ja i Mieszka pierwszego i Bolka Wielkiego, co jak słońce jasny był, i wszystkich ich pomnę, żadnego takiego nie było jak ten. Jeszcze mu z dziewcząt i żon naszych daninę przyjdzie słać, jak smokowi pod Wawelem? a wy mu do tego służycie, sromotnicy!!