Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 173.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

prosił żeby naprzeciw niego wyjechał, za każdy krok koński płacić sobie kazał, a potém na śmiech za brodę go wziąwszy, jak na urągowisko w twarz całował.
Młodzi co o téj przygodzie nie raz słyszeli, śmiać się zaczęli.
— Nie lepiéj się i z Węgrzynem obchodził, mówił Odolaj — bo go na tronie posadziwszy, jak we własnym domu chciał się rządzić w jego królestwie.
— To nic, to nic — dodał stary — a no mu od duchownych wara! Królowie zniosą, oni, nie!
Milczeli młodzi.
— Już się z biskupem zadziera! — mówił ciągle Odolaj — z biskupem? Biskup Stanko tu u nas ojczycem jest w Krakowskiém, pójdą za nim wszyscy! Człowiek to od króla pewnie mądrzejszy, umarłych z grobu wywodzi! Niechno patrzy, aby mu słowem śmierci nie zadał. Biskup to taki co gdyby czarnéj sukni nie nosił, do pancerzaby się zdał. Nie zlęknie się go i nie ustąpi kroku.
Mówiąc to starzec coraz się uspokajał, łagodniał i już nawet uśmiechać się poczynał, sierdzistość mu przeszła, jeść zapragnął, chleb łamał i chciwie go pożerał w soli maczając.
Potém miodu kubek podać sobie kazał i popijał powoli.
Młodzi zjadłszy i pokłoniwszy się chcieli ko-