Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 186.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Toż co jest? — krzyknął — co się staremu stało? Jakże to może być?
— Ze starości mu się w głowie pomięszało — dodał drugi.
— Przez cóż i dlaczego precz iść mamy? — pytał trzeci.
— Toć to pono odgadnąć nie trudno — rzekł Dobrogost. — Widzicie co się dzieje, króla wszyscy odstępują, ziemian sobie naraził. Biskupa wypchnął precz i pogroził mu, wszyscy na niego. Chcieliby abyśmy i my opuścili pana. Łają nas, że my mu do swawoli pomagamy.
— Myśmy nie kapelani, nie spowiednicy, abyśmy mu nauki dawali — ozwał się jeden z gromady. Drużyna pańska za naszą głową idziemy, to nasza powinność.
— Mybyśmy go mieli teraz rzucić? — przerwał inny — dobrego czasu zażywszy z nim, gdy zły nadszedł uciekać!!
— Pewnie! — zawołał gwałtownie Borzywój. — Kiedy nas w złotogłowy odziewał i sypał nam złotem, kiedy nam z nim dobrze było, mieliśmy służyć, a w złéj doli do nory. A cobyśmy naówczas byli warci? Stary z Jakuszowic oczy stracił świata nie widzi, co mu ludzie prawią wierzy, i chce byśmy go słuchali!
Zamilkli wszyscy, szmer tylko słychać było w gromadce.