Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 212.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ciła się do króla, obejmując go, jakby u niego szukała opieki.
Bolesław śmiał się z wyrządzonéj psoty..
— Patrzże! — krzyknął do Mścisława — nie masz się po co niewiernéj żony dobijać. Słyszałeś co mówiła! Kazałem cię tu przywlec abyś sam patrzał i słyszał.
Idźże teraz precz, w świat, z moich oczów, a nie muś mnie bym się krwią twoją mazał. Ślepia ci nawet zostawiam, abyś powodyra nie potrzebował.
Mścisław stał jak osłupiały — kilka razy się targnął, jakby ludziom trzymającym go, wyrwać się starał, ale silni pachołkowie z miejsca mu się ruszyć nie dali.
Krysta pobiegła skryć się do kąta. Zakryła oczy i drżąc płakała ze strachu.
Wolnym krokiem król oczyma go mierząc zagniewanemi zbliżył się do więźnia.
— Idź na skręcenie karku — rzekł — idź a nie pokazuj mi się na oczy. Idź! — Wiesz że tu powracać nie masz po co. Życieś mi winien, mogłem ci je wziąć, niktby za tobą nie rzekł słowa. — Daruję ci je, bo robaków nie duszę..
Precz!
Skinął na pachołków.
— Za bramę go wywieść i wyrzucić! — Krzyknął. — Stróżom go dobrze pokazać, niech mu