Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 213.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w ślepia zajrzą, jeżeli się do zamku na staje zbliżyć ośmieli, niech go jak psa zabiją.
Odwrócił się król. Pachołkowie już go ciągnęli za drzwi, wlekli przez sień, na podwórze. Gniewem boleścią, więzieniem i głodem osłabły Mścisław, choć mu usta drżały, słowa wymówić nie mógł, nie miał siły się opiérać. — Niewierność Krysty była dlań ciosem śmiertelnym, sam widział, słyszał z ust jéj czém był dla niéj — widział, słyszał i uwierzyć nie mógł, nie chciał. —
Zaledwie był w dziedzińcu, gdy szał ten co go do płochéj niewiasty wiązał, już kłam zadał oczom i uszom. Mścisław mówił sobie iż Krysta umyślnie miłość oświadczała królowi, aby jemu ocalić życie!
Trudno, niepodobna mu się jéj wyrzec było. Myśl ta wróciła mu siły..
Nie szczędząc razów i popychania pachołkowie najgrawając się ciągnęli go ku wrotom. Pokrzykiwali, śmieli się, pokazywali go przechodzącym, powtarzali groźby pana, dodając do nich bezkarne, bo Mścisław związane miał ręce, kułaki i kije.
Tłum zbierał się około niego, gromadą wiedli go tak aż do wrót, gdzie wstrzymali się u straży, aby dłużéj znęcać się nad pastwą swoją.
Mścisław stał jak martwy, jakby nie czuł nic i nie słyszał — zdrętwiały był na wszystko. Krysta jeszcze stała mu w oczach i król ten bezlito-