Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 012.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

biskupa poszła na jego zakupienie, bo rękopisma płaciły się na wagę złota.
W pośrodku izdebki, stał stół z pulpitem do czytania i pisania, z podwyższoném siedzeniem, i wszystkim przyborem do pisania ówczesnym, trzcinami, inkaustem, pargaminami. Tu leżała w woreczku jedwabnym pieczęć biskupia owalna, sznury i wosk na którym ją wyciskano. Przy nich paliła się lampka włoska, z knotem zanurzonym w tłustości, która przyświecała biskupowi do czytania rozłożonéj na pulpicie księgi.
Przerwało je zjawienie się Mścisława i wrzawa... Biskup patrzał nań i ręce załamał z boleści.
Wyglądał strasznie więzień Bolesławowski i litość obudzał. Zbrukana twarz, rozczochrane włosy, wzrok oszalały, spalone usta, drżące a okrwawione od powrozów ręce, odzież podarta i zwalana, z pod któréj piersi obnażone i wychudłe widać było, nogi bez obuwia. Cała postać wynędzniała osłabionego niewolą i męczarnią człowieka, ledwie w nim dozwalały poznać owego Mścisława, którego biskup znał dawniéj pełnym życia, wesołym, ochoczym i zawsze dostatnio a pańsko występującym ziemianinem. — I majętności i rycerskie sprawy stawiły go niegdyś na czele — dziś spadł na ostatni szczebel nędzy i boleści.
Wiedział biskup o jego uwięzieniu, znajdując go wolnym, ale z rękami skrępowanemi, posądził